wtorek kwietnia 30 , 2024

Wakacyjna relacja z rejsu

1 

Za oknem śnieg i mróz - zima w pełni.
 ,, Ku pokrzepieniu serc" zamieszczamy relację z letniego rejsu naszego klubowego kolegi
  Adama Weissa.
  Może łatwiej będzie nam żeglarzom znieść ten trudny dla nas zimowy czas.

Pomysł zwiedzania europy kanałami tkwił w głowie od zawsze, realizacja napotykała na rozmaite przeciwności, dziś wiem że 99% było nieracjonalnymi i wyimaginowanymi. Jeśli ktokolwiek ma takie plany, niech je realizuje, mając do dyspozycji cokolwiek pływającego-ruszajcie. Mnie "ruszyły" ostatecznie dwie wyprawy, Pan Promil czyli Orionem do Amsterdamu
http://kanaly.info/rejsy/...msterdam-mazury
i rejs kolegi klubowego
 http://dar60.geoblog.pl/p...dziemne-i-dalej
Ten ostatni to plan do realizacji, aby zobaczyć naocznie co nas czeka, postanowiliśmy przepłynąć pętlą Meklemburską, z zobowiązań pracowych załogi została nam tylko Brandenburska, jak to było postaram się opisać.

Jacht typu Colvic Craft- Atlanta 31 "ATLANTA" w moim odczuciu optymalny i docelowy, motosailer z silnikiem 50 koni, wyjątkowo dla typu z jednym masztem, dł. 9.45m, szer.3.0m, zan.1.2m, pow. żagli 45m2

Ruszyliśmy z JKM NEPTUN w Gdańsku 19.07.14 o godz.07.35 na silniku w strone Helu.
W załodze armatorka Ewa z córką Aleksandrą, moja żona Halina i ja od kręcenia kółkiem. Od 08.30 cóś zaczęło powiewać, postawiliśmy grota i genuę, zgasilismy silnik, i bodaj nie przekraczając 4 węzełków, przy wietrze NE przemieściliśmy się do Władysławowa, cumując o 19.45.
Po drodze przy Szwedzkiej Górce spotkaliśmy zakotwiczoną zaprzyjaznioną MISS BLUE, której załoga asystowała nam chwilę na pontonie. Wyprzedziła nas też pomeranka z Jastarni, chłopaki bardzo ucieszeni bo pierwszy raz wybrali się w rejs po tej stronie kosy.
W porcie oczywiście dorszyk w knajpce w rogu basenu, zawsze świeży i pyszny. Tam znalazł nas mąż armatorki Zenek, dwoje cyklistów czyli Kamila i Paweł, i około 15-tu znajomych cyklistów. Po zwiedzaniu jarmakrowego miasta zaokrętowaliśmy Zenka i dwoje cyklistów, plan- wypłynąć jak najwcześniej, cykliści dali się namówić na jutrzejszy etap, a Zenek rano ucieka, bo bardzo nie lubi bujania.

Rano tylko ja wstaje, no oczywiście Zenek już na kei, oddaje cumy i robi fotki. Wychodzę na motorku o 05.00, do Stilo nie wieje nic, od 10-tej zaczyna od 6B z NE. Załoga powstawała zjadła i śpiewa, Paweł cyklista-Męski Chór Szantowy Zawisza Czarny. Jazda z wybudowaną już falą męcząca, drzewca podejrzanie skrzypią, nic to, płyniemy śpiewająco. Mijamy ekspresowo Łebe,Czołpino,Rowy, na UKF-ce groznie, z Ustki nic nie wypuszczają, podobno wieje 8B, u mnie na wiatromierzu 6. Można by gnać dalej, lecz musimy cyklistów wysadzić. Wejścia do Ustki z tą siłą i kierunkiem wiatru i fali, nie zaryzykował bym jachtem lżejszym i nie opływanym, pomimo stosunkowo szerokiego, 7 ton ATLANTY miotało w sposób prawie nie kontrolowany, to "prawie" i kilogram potu pozwoliło nam się wślizgnąć. Po drodze kładka, gdy jest zamknięta to otwarta i odwrotnie, czyli nie logiczne komunikaty przez UKF obsługi odnoszące się do ruchu pieszego a nie wodnego i z tej przyczyny mylące. Cumujemy o 16.15, płacimy za postój- nijakich dogodności typu prąd, kibelki, jemy obiadek w pobliskiej knajpce, zwalniamy cyklistów i spać.



Trzeciego dnia ruszamy o 08.00, wiatr i fala zostały od wczoraj, grot na 2 refie i fok, załoga śpiewa.
Taką mam teorie iż z przyczyny braku "zawodowca"(Paweł), żeńskie śpiewy wprawiły w drgania rezonansowe bom drewniany, bo tenże wyrwał się z okucia masztowego i zaprezentował atrakcyjny acz niebezpieczny pędzel. Poskramianie onego oczywiście w szelkach, kamizelce, wspomogła rozgłośnia pokładowa pozwalająca na komunikacje ze sterniczką zastępczą, wiążąc bom mogłem wydawać polecenia na ster i silnik, bo zabawa na tej fali przednia była. I tak od 15.15 na foku i lekkim wspomaganiu silnikiem, z okolic trawersu latarni Gąski, dokulaliśmy się do Kołobrzegu- Marina Solna 18.10.
Marina prawie wzorcowa, małe uwagi tylko do organizacji pryszniców.
Problem z bomem, ale jest na szczęscie Sailforum, telefon do Marcina Taklera, daje mi nr. do Waldka szkutnika, dzwonie, siedzi na jachcie obok!, zabiera bom do naprawy, odbiore w drodze powrotnej w Szczecinie. Jeszcze raz wielkie podziękowania dla Marcina i Waldka

22.0714
Rano wracamy z główek do mariny- mgła mleko, załoga na zakupy i z zadaniem meldowania o mgle.
O 1330 telefon z wieży, odbijam z mariny, odbieram załogę spod kapitanatu i na gieni do Świnoujścia.
Po drodze zdzwaniamy się z Colonelem, płynie w przeciwną strone ale się nie widzimy, ja ide po brzegu, on szuka wiatru dalej.
Ok. 19-tej jesteśmy na wysokości Dziwnowa, mam już tak dość miotania zwlaszcza teraz, na samym przednim żaglu, że zmieniamy plan i wchodzimy w Dziwne, prawie z marszu przechodzimy most i o 21.18 cumujemy w Kamieniu Pomorskim. Już gdzieś pisałem jak bardzo zazdroszczę lokalesom, to najlepsza marina do jakiej wpłynąłem, i miasto bardzo śliczne, gdybym stawał przed wyborem gdzie mam się osiedlić, to właśnie tam. Prysznice i spać.

23.07.14
O 11.15 przestawiamy się do mariny technicznej, załoga na zwiedzanie, w tym koniecznie wieży i zakupy, ja biorę się za wymianę masztu na "kanałowy". Maszt główny przechowa marina, na mniejszym antena proporce i banderki. Wraca załoga, dołącza Zenek bo nie będzie już bujać(zaraz zaraz, a Zalew?)i o 18.10 ruszamy z technicznej by o 20.50 zacumować w Wolinie. Miejsce znajdujemy tuż pod mostem, tłok bo spotykamy ERT http://www.marinas.pl/pl/...urystyczne.html
Zwiedzamy miasto i wspinamy się z braku wieży na Górę Wisielców.
   
24.07.14
Z Wolina startujemy o 08.40, za nami cała armada ERT, z zalewu widok żagli dech zapiera, zapominamy fotki strzelić. Płyniemy do Szczecina Marina Hotele zatankować paliwo, buja, Zenek zły, wytrzymał.
Po zatankowaniu i zrobieniu zakupów w sklepie żeglarskim, jemy pyszny obiadek bodaj w klubie AZS, miło i urocza obsługa, pyszne piwka, to jedno z najlepszych miejsc kulinarnych na szlaku. O 19.35 cumujemy w nowej "marinie" przy Bulwarze Gdyńskim, marnie, watachy pająków, brak śmietnika, haczyków pod prysznicem, zblazowana obsługa. Odwiedza nas Marcin, gawędzimy i umawiamy się na zwiedzanie miasta z "przewodnikiem" w drodze powrotnej.

25.07.14
Po małych zakupach kulinarnych o 11.30 ruszamy na Odre Zachodnią. Z małym postojem w Schwedt na przeczekanie ulewy, meldujemy się na miejscu postoju w Lunow o 20.45, jakoś tak wychodzi że znowu pod mostem.
Korzystam z map NV. Sportschiffahrtskarten Binnen, papierowych z płytką CD. Są wręcz doskonałe, płytek nie instalowałem, tradycyjnie papierowo wystarczy, Wszystkie informacje aktualne, wysokości mostów, miejsca postojowe, bo można tylko tam stawać, bardzo pomocne przy planowaniu trasy.

26.07.14
Z Lunow o 09.00 do śluzy Hohensaaten, to pierwsza na szlaku, i ważna uwaga- za wpłynięcie do śluzy przy zielonym świetle, Igor sprowadzając ATLANTE z Hamburga otrzymał mandat. Zielone jest dla zawodowców, łodzie sportowe muszą dobić do specjalnego oznaczonego miejsca, zgłosić zamiar przejścia zwykle przez domofon i oczekiwać na sygnał świetlny lub foniczny. Śluzy są bezpłatne, lecz istnieje zwyczaj zostawiania na polerze jednego lub dwu euro, stosowałem się do niego z jednym wyjątkiem, raz spotkałem się z "buraczaną" obsługą.
Po przejściu śluzy mineliśmy Oderberg z uroczym jeziorkiem i o11.50 staneliśmy przed jednym z moich największych wodnych marzeń- podnośnia Niederfinow. Zasady przejścia jak śluz, z wrażenia oczywiście zdjęć mało, ale można "wyYoutubować"
Płyniemy dalej Oder-Havel-Kanal zatrzymując się na obiad w uroczej marinie Marienwerder, o 20.10 mijamy Malz, przechodzimy śluze przed jeziorem Lehnitzsee i cumujemy w marinie Oranienburg. Tu spotykamy się z powtarzającym się w dalszej trasie zdziwieniem, to wy pływacie w piątkę? Bo oczywiście jacht niezależnie od wielkości jest dwóosobowy :) Wyjaśnia się z kolei nasze zdziwienie, szkieletory w jakby kamieniołomie zobaczone po drodze, to Muzeum Międzynarodowego Ruchu Oporu w byłym obozie Sachsenhausen.


27.07.14
Ruszamy o 11.05, Havelą dopływamy do jeziora Niederneuendorfersee, tam stajemy na kąpiel na oznaczonym na mapie kotwicowisku, właściwie jesteśmy już w Berlinie, znaczy jachtem nie, ale wpław,przekraczając granice biegnącą przez kotwicowisko. Po drodze coraz więcej pływadeł wszelakich, jachty, motorówki, tratwy, pontony, wszędzie czysto i regulaminowo, wszelkie pomosty mają swoje numery. O 16.30 cumujemy w Altstadthafen w Spandau, mały spacer po okolicy, kebab u turka i co najcenniejsze-napoje z lodówki,bo temperatury wysokie. Sama marina wzorcowa, z zapleczem na pontonie, obsługa miła i tradycyjne zdziwienie-płyniecie w 5 osób? :] Tak nam się tu spodobało że postanowiliśmy uczynić tu bazę, nie będziemy płynąć do Poczdamu zwłaszcza że dobowy bilet na 5 osób na wszelkie środki transportu kosztuje 16.20 euro.   

28-29.07.14
Dwa dni stacjonarnie, zwiedzamy Berlin i Potsdam, to i tak za mało, ale wrócimy tu płynąc trasą Darka na M.Śródziemne. Dopadła nas scrablomania, gramy w każdej wolnej chwili nawet płynąc, a jakie spory słowne, wesoło. Pogoda dopisuje aż nadto, ratują nas zimne napoje z lodówki od pobliskiego turka, a najlepszy przyjaciel sternika to zamontowany ostatnio wentylator. W mieście nieustający plac budowy, ale wszędzie ład i porządek, zachwyca nas że na każdej wolnej trawce wypoczywają ludzie, u nas też powoli tak się dzieje, ale "nie deptać trawników" pokutuje. Niesamowita ilość pływadeł i przystani, ludzie uśmiechnięci i przyjazni. Widok z wieży telewizyjnej fascynujący, i wrażenie zarezerwowane dla mojego pokolenia-swobodne przejście przez Brame Brandenburską. Na następną wizytę zostawiliśmy m.inn. muzeum techniki, dwa dni to o wiele za mało, a Potsdam i park Sanssouci? Tak właściwie to tylko lizneliśmy aglomeracje, ale smakowało i wzbudziło większy apetyt.   

30.07.14
To jedziemy dalej, o 09.25 opuszczamy gościnną marinę w Spandau i kierujemy się do pobliskiej śluzy,za nią już Szprewa(Spree). Jeszcze śluza Charlottenburg i wpływamy do ścisłego centrum, można tylko z mocą silnika powyżej 3.69kW i absolutnie trzeba ustępować statkom pasażerskim. Te pływają gęsto, w bliskich odległościach, jak gąsiennica i w dwie strony. Oj nakręciłem się kołem i natargałem manetką, bywało że przechodziłem pod mostem przęsłem nieżeglownym, przytulałem do brzegu i wiele widoków przegapiłem, dalej już było luzniej i nawet parę zdjęć zrobiłem. Brak w załodze znajomości języka zestresował nas przy przejściu przez lądowisko wodnosamolotów, nie ustaliliśmy czy w tych godzinach można i wypatrywaliśmy czy nic na nas nie wyląduje. Centrum kończy śluza Landwehrkanal, za nią już spokojnie, ale wcześniejszą fascynującą ilość wodnych obiektów, w okolicy Kopenick można pomnożyć przez sto. Tu mieści się sporo stoczni jachtowych, marin, przystani, sprzyja temu położenie nad jeziorami Dahme i Langer See, na tym jest usytuowany tor wioślarski z ograniczeniem prędkości do 7km/h. Na prędkości trzeba uważać, przeważnie jest 9km/h, ale są odcinki po 4km/h, a policja pozornie nie widoczna, ma bardzo dobrze wyposażony sprzęt.
O 16.30 z jeziora Seddinsee wpływamy na Oder-Spree-Kanal, i tu przed śluzą Wernsdorf utykamy, mimo że powinna być czynna do godz. 20-tej, żywego ducha, czeka także kilka innych łodzi, żadnych informacji, klniemy "farfluchten-ślojzen", i nic to- gramy w scrable.


31.07.14
Rano śluzowy raczył otworzyć dopiero o 09.15, i dalej kanał czyli nudy, wzorowo prosty, brzegi ślicznie ukamienione, nic się nie dzieje, a nie, dwie śluzy, Furstenwalde(tu buraczana obsługa) i Kersdorf. Dopływamy do Eisenhuttenstad, miasteczka z ogromną hutą, dziś raczej o produkcji szczątkowej, kilometry martwych nabżeży przeładunkowych, stajemy w małym i ciasnym kanałku, w sympatycznej przystani Milenz Hafen. Samo miasteczko senne i z wyraznym klimatem poNRDowskim, jedyna knajpa z wystrojem jeszcze z komuny, ale jedzenie pyszne, jeden Lidl, śmigające trabanty i tyle.

01.08.14
Po zakupach o 12.05 ruszamy w strone Odry i Frankfurtu, i to by było na tyle, nie ma sensu napełniać śluzy bo na Odrze jest 0.7m wody! Do głowy mi nie wpadło sprawdzić wcześniej, 70cm wody w dolnym odcinku? Masakra, wydzwaniamy do wszelakich nadzorów wodnych, wszędzie odpowiedz ta sama, nie ma, i nie wiadomo kiedy będzie, pytam jeszcze czy nie idzie jakiś transport, bo wtedy spiętrzają sztucznie, ale nie i nawet na to wody nie mają, podobno konferencja z niemcami w sprawie wody ma być za tydzień. Czyli przyjdzie nam wracać, jeszcze zwiedzamy obiekt, wystawe zaworków i tego co do wody wpadło. Od 13.40 wracamy, śluza Kernsdorf, stajemy przy kei miejskiej w Furstenwalde o 19.10, wycieczka do bankomatu po brakujące euro, scrable i spać.

02.08.14
Ruszamy o 09.30, ten sam nieciekawy kanał, śluza, przerwa na kąpiel w Langer See i skręcamy w Teltowkanal biegnący równolegle do Szprewy, przez tereny industrialne, omijamy centrum.
Natrafiamy na śluze samoobsługową, dalej kanał wąski ale uroczy, jeszcze trzy śluzy i jesteśmy w Spandau o 20.40

03/04.08.14
Powrót tą samą trasą też jest ciekawy, śluzy inaczej, nowe kąpieliska, nawałnica podczas przejścia Niederfinow, i następnego dnia Odra, tym razem Wschodnia, z prądem bardzo szybko do Szczecina. Stajemy też przy Gdyńskim, blisko dworca, Ewa, Ola i Zenek jadą do Kamienia po samochód i do domu. Wcześniej jemy obiad na rynku starego miasta i spotyka nas niespodzianka, coś co nie pamiętam żeby mi się kiedyś przytrafiło, dania dla pięciu osób podano jednocześnie, pełen profesjonalizm, oczywiście bardzo smakowały.

05/06.08.14
Rano z Haliną płyniemy na Dąbie do PTTK po bom, po drodze tankujemy paliwo. Odbierając naprawiony bom zastałem Waldka przy rewitalizacji MARII Ludka, łezka w oku bo pamiętam jak Ludek ją budował w Gdańsku.
Znowu tylko śmigniemy przez Zalew i stajemy w Wolinie.
Rano do Kamienia na wymianę masztu, zakupy, zaokrętowanie Mirka(miko195), i o 20.30 meldujemy się w Dziwnowie, w rybackim bo w marinie tłok, regaty.

07.08.14
Od 07.30 do 16.40 stawiamy i składamy żagle, odpalamy i gasimy silnik, słabo wiało ale do Kołobrzegu dotarliśmy, Marina Solna.

08.08.14
Z ATOMEM Piotrka na holu wychodzimy o 08.00, wyciągamy Piotra do pierwszej bryzy, my na E, on na W. Dziś też marnie wieje, o 19.35 przed główkami Ustki awaria układu paliwowego, dobrze że gładko, udało się wejść.

09.08.14
Spokojnie do Władysławowa, no jeśli nie liczyć wyławiania piłki plażowej i kolejnego dmuchania w przewody paliwowe. Tu dołącza Boguś, dusza-człowiek i gawędziarz, siedzimy i gadamy do nocy.

10.08.14
Leń wiatr sprzyja kontynuacji gawędzenia, przerwa na niestety nie udane próby złowienia dorsza, i nawet nie spostrzegliśmy jak dopłyneliśmy do Górek.
Adam J. Weiss